sobota, 6 lutego 2016

VE Monk - Pchełki, których każdy audiofil powinien choć raz posłuchać - Recenzja

Mówią, że nie ma nic za darmo. Mówią również, że za wszystko co dobre trzeba zapłacić odpowiednią cenę. Do niedawna też tak myślałem ale po pierwszym odsłuchu na prezentowanych słuchawkach zmieniłem zdanie.
Przejdźmy może do początku. Nadmienię, że nie jestem krytykiem muzycznym ani wykwalifikowanym testerem sprzętu więc cała poniższa opinia jest oparta na moich w pełni subiektywnych odczuciach.

Od zawsze byłem miłośnikiem słuchawek. Już od czasów wczesno-szkolnych miałem ich pokaźną ilość. Wiadome, były to najtańsze możliwe "pchełki" kupione w kiosku ale już wtedy wiedziałem, że świat jest lepszym miejscem gdy człowiek może go wypełnić muzyką którą kocha.
Z czasem człowiek robi się bardziej wybredny i już "pchełki" za 5zł to za mało. Wtedy zacząłem obcować z pełnymi słuchawkami wokółusznymi i tak było do nadejścia tej zimy.

Słuchawki wokółuszne są genialnym wynalazkiem i tylko one mogą oddać prawdziwe piękno dźwięków muzyki. Niestety zimą bywają problematyczne, a powiedzmy sobie szczerze musiałbym być niesamowicie zdesperowany żeby założyć słuchawki na czapkę, pod niestety się nie mieszczą.
Postanowiłem spróbować powrotu do pchełek co w dzisiejszych czasach nie jest proste kiedy cały rynek zalany jest słuchawkami dokanałowymi, których osobiście nie lubię.
Wybór padł na SoundMagic EP30. Bardzo dobre słuchawki pod względem brzmienia, a za razem wygodne. Nie są one jednak główną gwiazdą w tym przedstawieniu choć odegrały sporą rolę. W trakcie poszukiwań natrafiłem na "Fanklub Pchełek", który nakierował mnie na EP30 jak i na tytułowe "Monki".

Venture Electronics VE MONK - bo o nich mowa zamówiłem z ciekawości, nie były drogie, kilka osób je chwaliło więc czemu nie. Standardowo wysyłka z Chin, więc czeka się miesiącami, w końcu dotarły.
Na pierwszy rzut oka słuchawki jak słuchawki, jak każdy inny chiński no-name

VE Monk - Recenzja




Obudowa plastikowa, sprawia wrażenie pustej w środku, miękki, dwużyłowy kabel zakończony pozłacanym wtykiem 3.5mm. W zestawie 2 pary pianek, jedne pełny drugie z dziurką.

VE Monk - Recenzja
VE Monk - Recenzja


W sumie nic specjalnego do pierwszego bliższego spotkania.
Słuchawki są dosyć duże, z lekkim oporem się je aplikuje w porównaniu do malutkich EP30.
Podłączyłem je do telefonu, randomowy numer z playlisty i czuję, że coś jest nie tak. Pierwsza myśl co jest? Czy nie pomyliłem się przypadkiem i nie założyłem innych słuchawek. Przecież to nie są pełne słuchawki nauszne więc dlaczego tak grają?
Pierwszy numer, drugi, trzeci i cały czas nie słyszę, że są to tylko "pchełki". Nie wiem jakiej czarnej magii producent użył do produkcji tych słuchaweczek ale słowo daję, brzmieniem przypominają średniej klasy słuchawki nauszne. Odrobinę im brakuje do wokółusznych, ale i tak niesamowite wrażenie.

VE Monk - Recenzja


Przejdźmy do szczegółów brzmienia. Ponieważ jestem miłośnikiem wszelkich połączeń muzyki symfonicznej z ciężkim brzmieniem gitar i perkusji, słuchawki testowałem na Metalu Progresywnym, Symfonicznym i wszelkich pokrewnych.
Na początek napomnę, że Monków nie da się używać bez pianek i nie ze względu na ich budowę ale płaski dźwięk. Bez pianek dźwięk jest płaski, piskliwy i bardzo sztuczny.

Po założeniu pianek z zestawu usłyszymy ciepło/naturalne, bardzo nasycone, mięsiste i odrobinę zbasowane brzmienie.

Scena jest na prawdę spora jak na "pchełki", bez problemu możemy odróżnić nagranie studyjne od koncertowego. Separacja dźwięków jest na tyle dużą, że nawet Metal Progresywny brzmi jak powinien, a nie jak ściana dźwięku.

W utworach wokalnych na pierwszy plan wychodzi wokal, jest bliski, czysty i wyrazisty. Tak samo chórki, w końcu są słyszalne.

Następnie słyszymy gitary, które są bardzo dynamiczne i dźwięczne. W solówkach można usłyszeć drgania strun.

Pomimo bardzo wyeksponowanych wokali tło jest zauważalne, bardzo ładnie słychać bębny, talerze czy nawet bass. Perkusja nie jest najmocniejszą stroną brzmienia, ale za to bębny w utworach Reggae powalają przejrzystością co jest zasługą dobrej separacji.

Na koniec perełka dla mnie - elementy symfoniczne. Nigdy nie sądziłem, że na pchełkach będzie się dało słuchać muzyki symfonicznej. DA SIĘ! Smyczki zamiast wokali wchodzą na pierwszy plan i idealnie wypełniają scenę. Do tego instrumenty dęte mają niesamowitą głębię co w połączeniu z wyeksponowanymi smyczkami daje kosmiczny efekt koncertowy. Do testów użyłem w sumie poza zespołami typu Therion, Nightwish, Epica, Sabaton, Blind Guardian, Stratovarius, Dream Theater także Requiem Mozarta. Utwory takie jak "Dies Irae", "Rex Tremendae", "Lacrimosa" znowu potrafią wywołać ciarki na całym ciele, a nie jedynie frustrację.

Żeby recenzja była choć odrobinę obiektywna muszę przyznać, że nie są to idealnie słuchawki.
Po pierwsze, jak pisałem wcześniej są na prawdę spore i osoby dla których średnica powyżej 15mm to dużo będą przechodzić koszmar próbując się do nich przyzwyczaić.
Po drugie przez fakt, że każdy dźwięk jest wyciągany do granic możliwości czasem pojawiają się lekkie przesterowania przy dużej ilości wysokich tonów. Również niekiedy potrafi się pojawić lekki efekt głośniej/ciszej. Ciężko powiedzieć czym jest to spowodowane.
Na pewno nie polecam Monków do muzyki akustycznej lub tylko wokalnej gdyż dają efekt odrobinę przekombinowanego equalizera. Do muzyki reggae, rockowej/metalowej czy nawet z elementami symfonicznymi idealnie się sprawdzają. Nie jestem fanem elektroniki więc tą część recenzji zostawię komuś innemu.

VE Monk - Recenzja


Podsumowując, jeśli choć trochę bardziej bawi Cię muzyka niż przeciętnego kanapowca, którego doświadczanie muzyki kończy się na słuchaniu radia w pracy musisz choć raz posłuchać tych słuchawek i wtedy zobaczysz w czym rzecz.
Nie twierdzę, że są idealne, że nadają się do każdej muzyki i że pokochasz je od pierwszego odsłuchu, ale w tym przedziale cenowym nie mają jakiegokolwiek rywala. Przypuszczam nawet, że kilka półek wyżej również wymiotą 90% innych słuchawek.
Specjalnie nie piszę o cenie i sprzedaży gdyż obecnie prowadzimy rozmowy na temat ich dystrybucji i jak tylko będziemy coś więcej wiedzieć damy Wam znać.

Do testów użyto:
Sony Xperia Z3 Compact i odtwarzacz Gone Mad Music Player
HP EliteBook 8460p i odtwarzacz FooBar2000 z modyfikacją SMC
Odtwarzacz SanDisk Sansa Clip+
Wszystkie powyższe bez EQ i innych efektów dźwiękowych.

Pozdrawiam. Chamelleon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz